Dziury wypełniające nasz świat, dziury wypełnione poczuciem bezsensu tego, co robimy. Świat wokół - jakbyśmy widzieli go po raz pierwszy, przecieramy oczy, przedramiona zaczerwienione od ilości uszczypnięć, ale nie, to nie sen. Zanurzamy się w lunatycznym procesie zaplatania, próbujemy utkać coś swojego, coś, co pomoże nam jakoś ukryć się przed światem, w który nie chcemy uwierzyć. Ale słychać świst wiatru, czujemy jak chłoszcze naszą skórę, dziury są zbyt duże, nie zdołamy ich załatać. Przez sieć przebija się ostre światło. Na ścianach powstają gigantyczne oka, wielkie braki, cienie, które zioną pustką.